(1) NIESAMOWITA MOC GRUPY
Właśnie skończyliśmy szkolenie.
Obowiązkowe, od 9.00 do 17.00. W sobotę!
Na takich szkoleniach uczestnicy często siedzą z torebkami albo laptopami na kolanach, jakby za chwilę mieli wychodzić. Nie chcą korzystać z cateringu. Nie częstują się nawet kawą czy herbatą. Tak bardzo nie chcą tu być!
Najtrudniej, gdy się nie odzywają. Patrzą i milczą. Trener coś mówi, a oni ani drgną! Nie uśmiechają się, nie reagują. Jak zamrożony ekran!
Wtedy zaczęło się podobnie.
Jednak w trakcie szkolenia wszystko się zmieniło. Zaangażowanie grupy poszybowało w górę!
Już na finiszu usiedli w mniejszych grupkach, żeby przez 5 minut porozmawiać. To był runda refleksji w temacie szkolenia. Tak się wciągnęli, że nie mogliśmy oficjalnie zakończyć. Puściliśmy im więc slajd "Dziękujemy!", spakowaliśmy się i po krótkiej rozmowie z szefem... wyszliśmy.
Zapowiadało się trudne szkolenie. Jednak przeszliśmy z grupą przez cały proces. I to, czego doświadczyliśmy na koniec, to była właśnie niesamowita moc grupy.
Ten etap można poznać po tym, że ludzie nie chcą się rozstawać, szukają okazji, żeby pogadać, pobyć ze sobą. Przychodzą do trenera, żeby podzielić się swoimi wrażeniami. To wszystko wiąże się z „wysoką energię”. Tak nazywamy stan pozytywnego pobudzenia grupy. „Wysoka energia” to emanacja dobrego humoru, zaufania i poczucia bezpieczeństwa. „Wysoka energia” może pojawiać się w różnych momentach szkolenia. Jest pożądanym efektem pracy z grupą. Chociaż nie jest celem samym w sobie. Celem jest przeprowadzenia uczestników przez zmianę, czyli dostarczenie konkretnych kompetencji.
Ta historia po raz kolejny pokazała nam, że nie da się oderwać procesu edukacyjnego od procesu grupowego.
Od czego więc trzeba zacząć i przez co przejść, żeby dotrzeć do etapu „niesamowitej mocy grupy”?
(2) SZKOLENIE TO INNY ŚWIAT
„SZKOLENIE” to jest inny świat.
Podczas „SZKOLENIA” robi się różne dziwne i niewytłumaczalne rzeczy. Np. na oczach wszystkich trzeba mówić coś, czego nikt na co dzień nie robi. Czyli np. odpowiadać na pytanie:
„Jakim jesteś zwierzęciem i dlaczego?”
„Szkolenie” to dziwny świat, w którym ludzie zachowują się inaczej niż na co dzień. Ostatnio znajoma opowiedziała nam, jak to na szkoleniu biznesowym czołgała się po dywanie. Czuła się beznadziejnie, ale nie zaprotestowała, bo przecież była na szkoleniu!
W tym świecie trener mówi po „szkoleniowemu”.
Robi też dziwne rzeczy: stara się ludzi „otworzyć”, „rozgrzać” albo „podnieść im energię”. W tym celu wymyśla grupie „zabawy szkoleniowe”, np.:
„uczestnicy losują zwierzaczki i mają się znaleźć, i w grupkach tych samych zwierzaczków zapoznać”.
Albo:
„grupy stają oddzielone zasłoną, na 3-4 zasłona jest opuszczana i osoby naprzeciwko siebie wykrzykują imię tej osoby, która stoi naprzeciwko, zabawa polega na tym, żeby odgadnąć imię osoby stojącej po drugiej stronie; jest przy tym dużo śmiechu i zabawy” (na podstawie wpisów internetowych).
Grupy z kolei są „trudne”, „specyficzne” albo „niezaangażowane”.
W tym świecie wszystko jest przewidywalne i oczywiste. Wiadomo, że szkolenie składa się generalnie z 3 części:
- Najpierw ZBĘDNE WSTĘPY,
- Potem jest MERITUM.
- A na koniec NIEPOTRZEBNE PRZEDŁUŻANIE i… można się rozejść.
Podczas szkoleń ludzie bez przerwy coś „wypracowują”.
Najczęściej rozwiązania problemów, które sami zgłosili na początku szkolenia. W tym celu dzielą się na mniejsze grupy, siadają nad flipami i grubymi pisakami zapisują swoje propozycje. To wtedy mają miejsce te znajome dialogi:
- Ty pisz!
- A dlaczego ja?! Właśnie, że ty pisz!
- Ja brzydko piszę. Ty pisz.
- Dobra, ale ty przedstawiasz!
Potem każda grupa „prezentuje” to, co „wypracowała”. Potem jeszcze banalna dyskusja. I po szkoleniu. Nikomu to do niczego nie jest potrzebne, ale też nie po to robi się takie szkolenia.
„Celem” szkolenia jest przecież „uświadomić” lub „podnieść świadomość”, ewentualnie „nauczyć” i „dostarczyć wiedzy”.
A po co? „Żeby wiedzieli”, „żeby sobie uświadomili” etc.
Ale po co? „To się rozumie samo przez się”, czyli… nie wiadomo.
Stąd wzięło się znane wszystkim powiedzenie:
„Szkolenie szkoleniem, a życie życiem.”
Trener ma w zanadrzu „gry i zabawy” szkoleniowe.
Dysponuje arsenałem metod „aktywnych”, po to, by „aktywizować” grupę. Ma „ice-breakery”, czyli „lodołamacze”, żeby przełamywać różne nieprzyjemne stany grupy. Na koniec trener pokazuje jakiś mądry cytat i wygłasza podsumowanie oraz „nadzieję”, że uczestnicy będą od tej pory… coś tam coś tam.
Uczestnicy najczęściej podkreślają, że „dobrze się bawili” i że „najważniejsze, że mogli się spotkać i porozmawiać”.
Trener i uczestnicy wiedzą, czego się spodziewać po szkoleniach. Wiedzą od czego zaczną i czym zakończą. Trener spodziewa się tego, jak zachowywać się będzie grupa. Spodziewa się „trudnych uczestników” i „oporu grupy”. Ma jednak nadzieję, że „chociaż jedna osoba skorzysta ze szkolenia”. Liczy na to, że ludzie, gdy się czegoś dowiedzą, to sobie coś uświadomią.
Trener i uczestnicy nie spodziewają się jednego: zmiany.
Jeśli jesteś zainteresowany/-a udziałem w I stopniu Szkoły Trenerów, skontaktuj się z nami przez formularz lub pisząc bezpośrednio na adres: bb@szkolatrenerow.edu.pl.
- właściciele Szkoły Trenerów B.B. Kotlińscy